Pod rozgwieżdżonym fajerwerkami skończyła się faza podsumowań, zamiast tego, odmrażając nosy i dłonie weszliśmy w nowy, coroczny okres postanowień. Ja nie mam żadnych.
Nie przepadam za Sylwestrem. To ta noc, po której wszyscy licytują się nawzajem bólem głowy i stanem pamięci. Jakby było czym się chwalić? Doskonały przepis na bycie sylwestrowym fejmem na Facebooku stworzył Zombie Samurai, wprost idealny dla tych, którzy pragną utrzymać pożałowania godny wizerunek. Sama jeszcze 31 grudnia obudziłam się z przeświadczeniem, że świadomie wybieram krejzi najt z herbatą i Microsoft Wordem, ale na szczęście zostałam przekonana do modyfikacji planów. Z perspektywy kilkuletniego doświadczenia z pełną odpowiedzialnością rekomenduję domowe imprezy w sprawdzonym gronie, przy którym nie wstyd potańczyć, pogadać, pośmiać się i powygłupiać. Bez zbędnych błyszczących pióropuszy mających wyglądać jak z czerwonego dywanu a pochodzących z bazaru i udawania, że jest się takim fajnym i oryginalnym. Czy naprawdę to się liczy najbardziej?
No nie sądzę.
Przez ostatnie kilka dni internety utonęły pod lawiną postanowień noworocznych i żalów, że się tych postanowień nie utrzymuje. Czy więc to one tak naprawdę grają pierwsze skrzypce w tym całym sylwestrowym podnieceniu? Serio? One? Bo nowy rok to doskonały moment, żeby zmienić swoje życie? To jeśli będę chciała w maju włosy swoje pomalować na niebiesko, mam zaczekać do grudnia? A jak utyję jak świnia, to też tylko w Sylwestra mogę zacząć dietę? Seriously? To mega dołujące, że ludzie potrzebują takiej pożal-się-Boże motywacji, żeby zmienić w swoim życiu to, co im się nie podoba. Dlaczego? Czyżby w inne dni to nie oni nim kierowali? Wychodzę z założenia, że czas to jedna z najcenniejszych rzeczy, którymi bardziej lub mniej udolnie zarządzamy i powinniśmy mieć pełną świadomość, że tylko od nas zależy to, jak go wykorzystamy. W każdej sekundzie. Ta z maja nie różni się niczym od tej grudniowej. Minie równie szybko. I tylko przed samym sobą odpowiadamy za to, jak ją wykorzystamy.
Dlatego nie mam żadnych noworocznych postanowień. Cała moja przyszłość jest jednym wielkim postanowieniem, do którego prowadzą małe, przyziemne cele ANI TROCHĘ nie będące związane ze zmianą ostatniej cyferki w dacie. Bo życie nie czeka na na nowy rok. Upływa tu i teraz.
Have fun! :)
Nagłówek z pinterest.com.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz