To zawsze było dla mnie po prostu niewyobrażalne jak Cirilla, bezbronna wtedy jeszcze dziewczynka, która poprzez zepsuty magiczny portal wylądowała sama na pustyni, nie poddawała się. Sytuacja wydawała się beznadziejna. Upał, piach, pot, niebezpieczeństwo. A ten podlotek upadał, podnosił się i szedł dalej. Jak na tym tle wygląda Matka Smoków, która poleciała na swoim Drogonie na Morze Dothraków, postanowiła pieszo wrócić do Meereen i błądząc w morzu traw wędrowała od świtu do nocy, miała strumień pod nogami oraz roślinności do woli wokół i nie była w stanie kontynuować tułaczki po pierwszym upadku. Padła i chorowała odsłonięta na niebezpieczeństwo.
Obie były młodziutkie, drobne i bezbronne. Obie nie widziały końca wyniszczającej wędrówki, sytuacja obu wydawała się beznadziejna a organizmy odmawiały im posłuszeństwa. Pal sześć fikcję literacką. Dobra, przede wszystkim odłóżmy na bok fakt, że są bohaterkami książek fantastycznych. Tu znaczenie ma tylko siła charakteru.
Chyba każdy był kiedyś w sytuacji, kiedy złość i bezradność pęczniała w nim jak groch a po momencie krytycznym nachodziła ochota tylko na płacz i poddanie się. Lekcje religii w szkole przyniosły jakieś efekty, bo przychodzi mi na myśl zdanie, że nie ważne ile razy upadamy, tylko ile razy się podnosimy. Trudne to jak chodzenie w zimie po lubelskich chodnikach i wymaga wielkiej siły charakteru. Niestety teraz, gdy wychowywani jesteśmy w sterylnych warunkach, rzadko kto może się tą cechą pochwalić. Co nie zmienia faktu, że nie powinniśmy siadać na tyłku mówiąc 'jakiego mnie stworzyłeś, takiego mnie masz', ale walczyć o siebie. Wziąć te paskudne i wredne sprawy w swoje ręce. Wstać po raz kolejny niczym Lwiątko z Cintry, otrzepać kolana z piachu i powłóczyć się dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz