strony

środa, kwietnia 10, 2013

CHWILA WYSIŁKU, WIELE KORZYŚCI

pinterest
Nigdy nie byłam zbytnio aktywnym dzieckiem. Zamiast wspinać się na drzewa i jeździć na rowerze, wolałam kolorować obrazki i czytać książki. Każdy fikołajtek (gash, ten sexy slang 10-latka) poprzedzony był litrami łez. I w ogóle. Trauma. Tak jak wspominałam, utrzymało się to mniej więcej na tym samym poziomie do dnia dzisiejszego.


To, że zamieniamy się w jakieś koło podbiegunowe, gdzie noc zapada na pół roku to już fakt. Alternatywą jest też to, że jacyś bogowie doszli do wniosku, że kmina George'a Martina z porami roku trwającymi po 10 lat będzie modna w najbliższym sezonie. To taka pora, kiedy mam ochotę zahibernować się pod kołderką a świat niech sam sobie się kręci. A powtarzali mi rodziciele nie raz, że te moje uporczywe bóle głowy, które nie mają przyczyny z medycznego punktu widzenia, może powodować ten osiadły tryb życia. Zwykłam się odgryzać, że jak mnie już wyrzucą z domu, to przejdę na koczowniczy. 

Ale dzisiejszy dzień przebił wszystko.

To był jeden z takich dni, kiedy nie zauważyłabym nawet gdyby wyrosły mi elfie uszy (o czym chyba nigdy nie przestanę marzyć). A do domu człowiek człapie ostatkiem sił i ma ochotę tylko na zanurzenie głowy w przyjemnie chłodnej, dźwiękoszczelnej i świeżo pachnącej bańce w zielonym kolorze. Po czym pije herbatę, zakłada dres i adidasy (o bogowie, do wczoraj czegoś takiego nie było w mojej szafie), słuchawki na uszy, robi pięć przysiadów...

... i wychodzi pobiegać.

A efekt przechodzi najśmielsze oczekiwania. Żeby nie przegrzać tych starych kości, na pierwszy raz zaserwowałam im tylko rozgrzewkę i 20 minut truchtu, bo to, że chodzą co tydzień na basen jeszcze nie znaczy, że są w formie. Ale za to truchtu na w miarę świeżym powietrzu (oficjalnie przestaję narzekać, że nie mieszkam w mieście gdzie spaliny dostają się do płuc, w gardle zasycha i w ogóle hejt). Na marnej wiejskiej asfaltówce wysiłek fizyczny w połączeniu z chłodnym, rześkim wiatrem na twarzy i energetycznych kawałkach w uszach czynią cuda. Tak jakoś magicznie usuwają przemęczenie i zastępują je zdrowym zmęczeniem. Ból głowy znika, myśli robią się czystsze i nagle, pomimo siódmych potów, ma się energię by żyć.

Wiem z autopsji. 

Zanim zacznę tworzyć poematy na cześć zdrowego trybu życia po jednej, krótkiej przebieżce, może po prostu zrobię playlistę Work out time, będzie bardziej konstruktywnie.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz