strony

środa, marca 06, 2013

W CZYM NIE CHODZIĆ NA WIOSNĘ


Jak miło, że wiosna do nas wpadła. Szkoda jedynie, że na krótko. Co nie zmienia faktu, że pewnego dnia (ciągle mam nadzieję, że bardzo niedługo!) zostanie na stałe i zimne stopy będą tylko przykrym wspomnieniem. A wtedy należało by wyciągnąć z szafy odpowiednio lekki ciuszek na wierzch. Problem zaczyna się wtedy, gdy nigdzie nie można go dostać.


Na początku, gdy żyła jeszcze we mnie młodzieńcza nadzieja, ruszyłam na poszukiwania płaszcza idealnego. Nie należę do osób, które męczą zakupy - wręcz przeciwnie, ale i tak zwykle wchodząc do centrum handlowego, wiem, co chcę kupić i jakie ma mieć cechy mój model idealny. 
Płaszcz miał być:
  • czarny
  • NIEbłyszczący
  • BEZ klamerek, falbanek, podwójnych kołnierzy, podwójnych guzików i innych 'upiększaczy'
  • rozkloszowany
Serio, czy to są wymagania, którym trudno sprostać? Najwidoczniej, bowiem w tym roku chodzi się w rzeczach, które:

... są bezkształtne (River Island)

... są wszystkim, tylko nie tym, czego oczekuję (Reserved)
... są dwukolorowe (Mango)

... albo co gorsza, są różowe (Orsay).

Pozostałe firmy oferują skórzane kurtki (Stradivarius), wszystko w azteckie wzory (Zara) albo parki (Reporter). Żeby oddać sprawiedliwość, parki potrafią być ładne, ale to nie mój styl, czuję się w nich jak przebrana a nie ubrana. Tak więc prawie na pamięć nauczyłam się, co mogę w jakim sklepie zastać, ale NIGDZIE nie spotkałam tego księcia z bajki, czarnego cuda. Co wydaje się jakimś totalnym nieporozumieniem, bo ostatnio ktoś uświadomił mnie, że podobno elegancja jest w modzie, więc taki płaszcz to w tym sezonie powinien być basic jak się patrzy. Co jest z wami nie tak, projektanci sieciówek?

I już rozumiem, skąd bierze się wrażenie, że w tych sklepach 'nic nie ma'. No, teoretycznie jest bardzo dużo, ale większość to chłam, paskudztwo, tandeta i bezguście. Ewentualnie prywatne zoo. Zwykle byłam zdania, że jak się chce dopłacić stówkę albo dwie, to nie ma problemu z dostaniem prostej, eleganckiej, dobrze wykonanej rzeczy. Not this time. Nawet miejsca, które miały w moich oczach pewną renomę, świecą pustkami pod tym względem. Jak żyć? I stąd właśnie bierze się tsunami bezguścia na ulicach.

Mama, która towarzyszyła mi na jednej z moich ekspedycji poszukiwawczych, miała dość do tego stopnia, że sugerowała mi wywieszenie białej flagi i kupienie tego 'co jest'. Ale prawda jest taka, że zamiast chodzić w błyszczącej kurteczce, wolałabym kolejny sezon przelatać w moim kochanym, najelegantszym granatowym płaszczu na świecie. Po prostu jako kobieta potrzebowałam czegoś nowego z swojej szafie. A wytrwałość się opłaciła, bo swój ciuszek idealny znalazłam. W zapomnianym przez bogów butiku w zapomnianej galerii handlowej. 
Ale jest dokładnie taki, jaki być powinien.

PS. Zapomniałam dodać, że nagłówek to widok z dachowego okna w moim pokoju. Tyle wygrać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz