Zimo, to już przestaje być śmieszne. To, że w piątek zasypałaś drogę do mojego domu w taki sposób, że własna mama obudziła mnie słowami 'dzisiaj nigdzie nie jedziesz' było całkiem uroczę, dzięki. Ale, heloł, masz dokładnie 3 dni żeby usunąć wszelkie oznaki swojej bytności z ulic, pól, lasów, w ogóle z mojego życia. Więc, tak jakby, ogarnij się...?
Abstrahując od słowa wstępu i zajmując się tematem tego wpisu - nie spodziewałam się tego, choć pewnie liczyłam na to w skrytości serca - drawing challenge zrobił dla mojego rysowania wiele pozytywnego, a to dopiero 1/5 całości! I nie mówię tu o tym, że jestem master i w ogóle wszystkie wystawy moje. Not at all. Błąd na błędzie i błędem pogania, ale teraz widzę, że to jest ok, że są te błędy. Mam na myśli, że mogę je teraz zwalczać. Bo gdy rysowałam tylko wtedy, gdy miałam oddanie projektu albo zaliczenie, po pierwsze w ogóle nie miałam ochoty na branie ołówka w dłoń a po drugie miałam marne szanse na jakiekolwiek ruszenie z miejsca. Na dodatek byłam sfrustrowana, że mi nie wychodzi. A teraz sięgam po rysik albo długopis prawie dobrowolnie, widzę błędy i mam motywacje żeby je poprawić, bo wiem, że na za tydzień znów będę musiała (które coraz częściej zamienia się na CHCIAŁA) coś narysować. So much progress!
Lady Melissandra i jej płomień ku czci R'hllora |
Nivellen i bruxa z Ostatniego życzenia Sapkowskiego |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz