strony

niedziela, lutego 24, 2013

ILE CIEBIE JEST W TOBIE?

pinterest.com
Każdy ma jakieś swoje cele, marzenia i ambicje. Większe lub mniejsze. Jest nas na Ziemi 7 miliardów. Ciekawe ile procent ludzi chce zostać sławnym? Ile z nich ma talent? Ile z utalentowanych ma okazję, żeby się pokazać? A ile ze szczęściarzy ma środki na wypromowanie? Nie mam takiej wiedzy, ale założę się za kinder niespodziankę, że niewielu.



A co z resztą? Co z nami wszystkimi, którzy chodzimy do szkoły, czytamy Ferdydurke i rozwiązujemy logarytmy, żeby pójść na studia i znaleźć pracę? Seriously? 7 miliardów takich samych scenariuszy. 7 milionów mrówek, każda podobna do siebie i niezauważona, zaraz zastąpiona przez następną mrówkę, która, gdy była jeszcze larwą, też marzyła o tym, żeby zamiast pancerza, wyrosły jej skrzydła. Ciągle kołaczą mi się po głowie słowa ukochanej licealnej nauczycielki języka polskiego, mówiącej o tym, że jesteśmy młodzi, więc świat wydaje się leżeć u naszych stóp. Ale prawdopodobnie ockniemy się za -dziesiąt lat i okaże się, że bardzo się myliliśmy. 

Nie chciałabym wpadać w jakąś depresyjną nutę, ale w gruncie rzeczy wciąż staram się odkryć siebie i byłoby bardzo pomocne, gdybym zrobiła to jak najszybciej. I nie traciła więcej czasu. 

Wszystko przez to, że na studiach znów zaczęłam czytać. Liceum było karkołomne, gdybym chciała znaleźć wtedy czas na lekturę, musiałabym robić to w porze snu, czyli gdzieś od 03:00 do 06:00 rano. Albo zrezygnować z seriali. Powinnam była zrezygnować z seriali, ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. Bo okazuje się, że czytanie daje mi tyle przyjemności, ile potrafi niewiele innych rzeczy na świecie. I zdecydowanie wolę wyobrażać sobie sceny niż widzieć je podane na tacy na ekranie. Książki mną zawładają a ja chętnie oddaję się ich mocy do tego stopnia, że kiedy opuściłam zajęcia pewnego dnia, koleżanka całkiem serio zapytała:
- Nie było cię, bo czytałaś?
Odebrałam to jako komplement, chociaż niestety niezasłużony.

W tamtej chwili pomyślałam: a co, jeśli minęłam się z powołaniem? Co, jeśli nie mam odwagi poświęcić się temu, co mnie najbardziej kręci, nie patrzeć na innych, nie wyglądać celu na końcu drogi tylko po prostu tu i teraz robić dokładnie to, co lubię? Zawsze, zawsze, zawsze daje mi do myślenia ta historyjka znaleziona w czeluściach internetów:

Pewien amerykański biznesmen wybrał się do Meksyku. Będąc w wiosce na wybrzeżu, w małym porcie spotkał rybaka, który wrócił z ładunkiem bardzo dobrej jakości tuńczyka. Amerykanin zagadnął go:
- Ile trwały twoje dzisiejsze połowy?
- Och, niezbyt długo.

- A co robisz z resztą czasu?
- Śpię do późna, spędzam czas z moją żoną i dziećmi, chodzę na spacery, sączę wino i gram na gitarze z moimi amigos. Jestem bardzo zajętym człowiekiem, senor.
- Słuchaj, jestem doświadczonym człowiekiem biznesu i radzę ci, żebyś zaczął łowić więcej ryb.
- Po co mi więcej ryb?
- Po to, żebyś zarabiał więcej pieniędzy.
- A po co mi pieniądze, senor?
- Żebyś mógł kupić większą łódź i łowić jeszcze więcej ryb. A z zysków mógłbyś kupić więcej łodzi i zatrudniać rybaków. Dzięki temu mógłbyś otworzyć przetwórnię ryb, kontrolując zarówno surowiec, jak i produkt, a potem przenieść się do Mexico City, a może nawet do Nowego Jorku. Byłbyś człowiekiem sukcesu!
- Ile czasu by mi to zajęło?
- Jakieś 10-15 lat.
- Aha. To dość długo.
- Posłuchaj, wtedy przychodzi najpiękniejszy moment. Sprzedajesz dobrze prosperującą firmę i zarabiasz miliony, miliony dolarów!
- Miliony? A po co?
- Po to, żebyś mógł się wyprowadzić do nadmorskiej wioski, by spać do późna, spokojnie spędzać czas ze swoją żoną i dziećmi, chodzić na spacery, sączyć wino i grać na gitarze ze swoimi amigos.

I to jest to. Dlaczego by nie zacząć żyć w ten sposób? Może trzeba zdać sobie sprawę, że ambicje ambicjami, ale 7 miliardów ludzi czeka w kolejce, a ja przecież nie chcę spędzić życia czekając na coś, co się nie wydarzy. Z resztą, chyba odkryłam, że może i nie obraziłabym się za bycie sławną, ale naprawdę, żadnej satysfakcji nie dałoby mi bycie rozpoznawaną przez ludzi, którzy oglądają Trudne sprawyW naszych wyobrażeniach sława jest czymś super, czymś co każdy pragnie, czymś jak władza i pieniądze. Ale to jest myśl tłumu, myśl stada owieczek, które patrzą na kogoś pokazywanego w gazecie albo na ekranie i myślą też tak chcę. Tylko że czym jest sława sama w sobie? Trzeba zapytać Joli Rutowicz. Chyba nie o to chodzi, prawda? Jak już być znanym, to za coś. Wniosek jest prosty, sława nie powinna być nigdy celem, tylko efektem ubocznym wykonywania swojej pasji. A i tak można skończyć byle jak. Wystarczy spojrzeć na ikony takie jak Marilyn czy Audrey. Wszyscy je kochają i noszą jako obrazki w naszyjnikach. A kto faktycznie obejrzał z nimi jakiś film, poczytał o życiu, wyborach i prawdziwej osobie kryjącej się za ładną, ekranową buzią? 

Jak dobrze, że znów zaczęłam czytać książki. Nie znaczy to, że już nie marzę o byciu redaktorką Vogue'a, ale myślę, że wystarczył by mi jeden numer, symbolicznie jako świetne doświadczenie - na dłuższą metę to nie dla mnie. Cele młodości celami młodości, ale droga do nich też jest istotna. Najważniejsze, żeby za te -dziesiąt lat mieć poczucie, że niczego się w życiu nie żałuje, obojętnie czy spędziło się je na czytaniu, rysowaniu, podróżowaniu czy pisaniu. Ważne, żeby pozostać wiernym sobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz