Ile zabawy jest w nielubieniu zabawy?.
Jasne, że koloryzuję again, bo czasami duszę można oddać za party do białego rana, ale do tego muszą być w pakiecie odpowiednio wyselekcjonowani ludzie zarówno jak i muzyka.
Poważnie, próbowałam so many times, ale wygląda na to, że z kubkiem waniliowej herbaty i książką albo fotoszopem bawię się najlepiej.
I tak się właśnie zastanawiam, czy to źle. I dochodzę do wszystko-zmieniającego-wniosku, że ani trochę.
So adorable. |
To mocno zależy od środowiska, ale generalizując, imprezuje się w klubach. Zawsze wybieram się na takie eventy z myślą 'ale będzie fun' i zawsze wracam głęboko rozczarowana. Bez wyjątku.
Każdy ma swoje własne wyczucie fun'u i jest to doskonale, perfekcyjnie okej. Dla mnie liczy się przede wszystkim dobór towarzystwa, bo jestem 100% introwertykiem i duże grupy nieznajomych osób działają na mnie przygnębiająco. Zabawa w gronie sprawdzonych znajomych ma jeszcze jeden plus - dobór muzyki. Od początku do końca szanuję fanów każdego gatunku, ale seriously, słuchanie techniawy, hip-hopu, reggae czy funku przez 2 minuty już wypala mi dziury w oponach mózgowych. Tak więc 'zabawa' w tłocznym klubie pełnym nieznajomych i wypełnionych łupą-umc-umc = stany depresyjne.
Podziękuję.
Podoba mi się Twój blog. ^^
OdpowiedzUsuńWbij tez czasem. :)