strony

czwartek, grudnia 06, 2012

O TYM, CO MOŻE CZEKAĆ W DOMU PO DŁUGIM DNIU




Pomimo tego, że wciąż jeszcze trwa kalendarzowa jesień, wraz z grudniem spadł śnieg już chyba na stałe, centra handlowe migają obwieszone choinkowymi światełkami a Empik ledwo zipie połykając jak pelikan kolejnych poszukiwaczy prezentów. Tak więc w nosie mamy kalendarz, zima przyszła i tyle. 



Poniedziałkowy pierwszy śnieg uchwycony z okna haniebnie bladym świtem przed zajęciami

Nie będę gorsza, już od wczoraj na moją listę odtwarzania, jak co roku o tej porze, trafiło... napięcie narasta... Tak! To 'Last Christmas'. Należy się przecież odpowiednio nastroić przed wielkim-corocznym-problemem-jakim-jest-wymyślanie-prezentów.


Efekt przypływu natchnienia i tych wszechobecnych oznak przyszłych świąt

W ogóle do niedawna przekonana byłam niezachwianie, że mikołajki w tym roku powalające jakieś nie będą, bo te prezenty zwykle są takim małym aperitifem przed świętami a czasy szkolne, gdzie każdy obdarowywał wylosowaną osobę, bezpowrotnie minęły. A to psikus, bo jakoś na początku listopada na blogu Pani Doroty Wróblewskiej pojawił się genialny koncept, który cudem jakimś fantastycznym wszedł w życie.


Chętni do włączenia się w niego musieli tylko przesłać swój adres pocztowy na wskazanego maila, przygotować upominek dla kogoś absolutnie nie znanego i wysłać go na adres otrzymany w losowaniu.


Nie wahałam się ani chwili, ale gdy przyszło co do czego - w głowie pustka i rozpacz, bo przecież nic oryginalnego nie wymyślę. Jak zwykle trochę koloryzuję, bo finalnie upominek wczoraj wylądował na ladzie przy pocztowym okienku. Mam obawy, że trochę jednak za późno, bo gdy wczoraj późnym wieczorem cała przepełniona hejtem do świata wróciłam w końcu do domu...


... czekała już na mnie paczuszka. Powoli się do niej zbliżyłam i obdarzyłam podejrzliwym spojrzeniem. Delikatnie potrząsnęłam - lekka. A to ciekawe. Brutalnie rozprawiłam się z kopertą. Hm, pudełko. Obwiązane wstążeczką i z liścikiem. So adorable. Na wstążeczkę-która-nie-chciała-się-rozplątać bardzo się zdenerwowałam, ale udało nam się obyć bez nożyczek. Uf. No to otwieramy.


O damn, jak pachnie... Jejku jej, jakież to śliczne! Delikatnie i z czułością w oczach obejrzałam i obwąchałam z każdej strony każdego pierniczka. Moja silna wola nie pozwalająca mi na ugryzienie kawałka, trzymała się na słowo honoru. A jak jest głodna chowa honor w buty.


Cieszę się krejzolsko jak mysz do sera. Nie dość, że piękne, że fotogeniczne i pachną rozbrajająco, to one jakieś tam zwyczajne nie są, bo nawet swoją własną wizytówkę miały ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz