strony

czwartek, maja 02, 2013

SERIALOVE NOWOŚCI NA WIOSNĘ


Taką słabością, do której nie wstyd się przyznać a jeszcze można na jej temat prowadzić fascynujące rozmowy jest oglądanie seriali. Do mnie ten trend dotarł jakoś przed maturą (a kiedyż by indziej) i jak do tej pory ma się dobrze. Karmię go regularnie, całuję w czółko codziennie przed snem, prowadzimy razem całkiem udane życie. Bywają jednak takie momenty, że nudzi nam się ten związek, potrzebujemy czasu na zmiany. Ten właśnie nadszedł za sprawą mnóstwa nowości pojawiających się na nieśmiertelnym iitv.info. A nie przywykłam do nierozpoznawania pojawiających się tam tytułów.


Nie znaczy to, że oglądam wszystko. Ok, jestem grzybem, ale zdarza mi się też wychodzić z domu. Na przykład na uczelnię. Nie każdy też pasuje mi tematycznie. Unikam seriali kryminalnych (oprócz White Collars, bo Neal Caffrey), nie tykam się medycznych (nie lubię Housa, dude, i'm so hipsta), rzadko kiedy wpada mi oko coś co w ogóle dzieje się w realnym świecie i na jego zasadach (wyjątkiem było Glee, bo Kurt Hummel i Gossip Girl, bo stylówki Queen B. & Chuck Bass). Czyli tak w pigułce jarają mnie ładne męskie buźki, wampiry, stylowe wdzianka, psychopaci i podróże w czasie. 

No i Jon Snow.

Tak jak mówiłam, nadszedł czas na małe modyfikację. W końcu wiosna przyszła, grzyby odświeżają swoje serialowe preferencje tak jak blogerki modowe odświeżają garderobę. Chyba zaczynam zazdrościć. 

Bez dalszego użalania się, przystępujemy do prezentacji!


HOUSE OF CARDS


Tak się wszyscy jarają, że chciałam dowiedzieć się, czy jest czym. Nie ma.
Polityka TAK BARDZO mnie nie kręci, że już samo to robi za odstraszacz, ale skusił mnie genialny tytuł, dużo obiecujący opis fabuły i to, że miał to być 'najlepszy serial na świecie'. Śmieszne. Jak na razie zdążyłam się tylko znudzić polityczną paplaniną, pseudozaskakującym obnażeniem zepsucia i biurokracji no i zirytować monologami głównego bohatera, które chyba miały być takie fajne i hipsterskie. Nie wyszło.


DEFIANCE



Doctor Who sprawił, że zaczęłam inaczej patrzeć na przestrzeń kosmiczną. Wcześniej kojarzyło mi się to tylko z legendarnymi Star Wars, co w moich uszach nie brzmi jak zachęta. Jak już zdarzyło mi się wspomnieć, jestem grzybem. I to dość upartym, więc gdy tylko ogarnęłam, że nie jara mnie fejm starwarsów, postanowiłam, że nie poświęcę 50 lat życia, żeby je wszystkie obejrzeć, pomimo tego, że wypada. Dzięki Dokcie spojrzałam na sprawę łagodniejszym okiem. Nie znaczy to, że zmieniłam zdanie co do tamtego, ale pozwoliłam sobie nie podchodzić tak sceptycznie do innych kosmicznych produkcji, bo doświadczenie mnie nauczyło, że a nóż może trafić się jakaś perełka.

Moja naiwność zmierzyła się z przytłaczającą rzeczywistością amerykańskiej serialografii i ze wstydu chowa się pod łóżko. Defiance, seriously? Tak zły, tak śmieszny, naiwny, tak nudny, tak brzydki wizualnie, muzycznie, fabularnie... Aż dziw, że oczu mi nie wypaliła ta pseudo-science-fiction tragedia.

Tak cię człowieku nagradzają właśnie, za dawanie drugich szans. Jak żyć?


HEMLOCK GROVE



Powiedziałam, że lubię wampiry. I to prawda, choć w zaistniałych okolicznościach bezpieczniej się do tego nie przyznawać. Tyle, że, cóż poradzić, lubię i nawet świecący Edward nie jest wstanie obrzydzić mi całokształtu gatunku. Z wampirzą serialo i filmografią nie miałam za dużo do czynienia, tylko kilka prawdziwych filmowych klasyków i The Vampire Diaries, ale to tylko dla Damona.

Przy Hemlock Grove pojawia się w opisie fabuły wilkołak = 100% sukcesu w zwracaniu uwagi Patrycji. Pojawia się też nieokreślona wzmianka o mutantach z biotechnologicznej placówki. Mrr, so sexy. Teraz, serialiku, nie oprzesz mi się, obejrzę cię całego. If u know wut I mean.

Hemlock Grove ma potencjał. Bywają momenty, gdzie zbiera się tornado banalności i rozbija w proch te misternie budowane konstrukcje mhrocznej tajemnicy, ale generalnie jest dobrze. Kupił mnie fajną scenografią, pięknym rozpieszczonym bachorem z bogatego domu (Bill Skarsgard) i klimatyczną muzyką. A po tym tekście to już w ogóle. Stracona dla świata.

- Are you a werewolf?
- Now we know who your literary influences are. You gonna find me a vampire to have a sexless three-way with?



ZERO HOUR


Zero Hour To moje nowe rozczarowanie numer jeden. Nadzieje, które zawiodły się na innych produkcjach tutaj nawet nie występowały. Po opisie fabuły byłam zbyt pewna, że będzie to serial tak dobry, jak się wydaje na pierwszy rzut oka, bo z taką fabułą... no co może pójść nie tak? Okazuje się, że wszystko.

Tajemnica strzeżona przez wieki przez tajemne bractwo, które ukrywa swoje dziedzictwo w zegarmistrzowskich cudeńkach plus odrobina science fiction. Połączenie genialne, więc co oni z tobą zrobili, biedne Zero Hour? Dali ci beznadziejnie bezbarwnych bohaterów. O tych drugoplanowych nie warto nawet wspominać, bo ich rola skupia się mniej więcej na staniu obok i podsuwaniu nowych pomysłów. Odebrali ci też cały klimat, który przecież miał być twoim największym atutem. Ani scenografii, ani muzyki, ani kostiumów. A co najgorsze, poprowadzili twoją akcję w taki sposób, że już bardziej nudno nie można.

To tyle, dobranoc.

DA VINCI'S DEMONS


No tutaj moją uwagę zwróciło tylko sławne nazwisko. I to, że odcinki są z lektorem a gdy muszę robić jakieś projekty, lubię, gdy coś mi brzęczy nad uchem a nie chce mi się skupiać na angielskich dialogach i pozwalam słowom wpadać i wypadać swobodnie z mojej głowy.

I do niczego więcej ten serial się nie nadaje.

No dobra, jest całkiem przyjemny. I pewnie dooglądam go do końca, bo Leonardo robi fajne wynalazki, lubię jego sposób robienia szkiców i ma ładną buzię (Tom Riley). Plus jest całkiem uroczy próbując odgadywać kryminalne zagadki. 

A Florencja musiała być czarująca w XV wieku.


P.S. Oficjalnie boję się plakatu Da Vinci's Demons. To jest weeping angel. Dont ever blink! 

Docta, what did u do with my mind...


P.S.2. Moje rozczarowanie sięga zenitu, rozsadza czaszkę i przelewa się przez nią tęczową wstęgą jak wodospad Niagara. Jak można na 5 seriali znaleźć 1,5 dających się oglądać i nie mieć przy tym napadów wymiotów bądź niekontrolowanego snu? 

Zawsze zostaje mi jeszcze Tap Madl.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz