strony

niedziela, stycznia 06, 2013

WE WILL LIVE FOREVER

Steven Meisel
Pozostając w pełnym podziwie dla piękna Ziemi, czasami nachodzi mnie irracjonalne przeczucie, że TO nie może być WSZYSTKO. Musi być gdzieś coś więcej, bardziej, lepiej. Tak łatwo nie pogodzę się z tym, że nigdy nie zostanę elfem.

Zdarza się tak, że czytamy fragment książki, jakiś opis albo rozmowę i pojawia się uczucie, że to jest to! Tak łatwo nam się wczuć w sytuację, wyobraźnia podsuwa nam obraz siebie w roli bohatera a intuicja podpowiada, że do tego właśnie zostaliśmy stworzeni. Że bardziej pasowalibyśmy do tamtego świata niż do realnego, tak jak zdarza nam się sądzić, że urodziliśmy się nie w tym stuleciu, co trzeba. Zdarza się tak, prawda? Inaczej całkiem utracę te pozostałości pewności siebie ^^

A wszystko zaczęło się od pierwszego w życiu ośmiolatki seansu kinowego, na który zaciągnął ją jej własny tata i któremu długo nie mogła tego wybaczyć. Nie ma się co dziwić, Harry Potter i Komnata Tajemnic był niczym horror z tym swoim wielkim wężem i dzieckiem piszącym krwią na ścianach. Heloł, to był jeszcze prawie XX wiek i ośmiolatki na co dzień grzecznie czesały lalki zamiast grać na PS3. A jednak ziarenko zostało zasiane, bo cały rok później, wbrew traumatycznym doświadczeniom, wszystkie wówczas dostępne części sagi zostały pochłonięte a dziecka głód książek, bogom dzięki, rósł i rósł coraz bardziej w miarę jedzenia. Mały głodomór w trzeciej klasie powybierał już co smaczniejsze kąski z półek dla "starszaków" i zrozpaczony nie wiedział co dalej... gdy trafił na Władcę Pierścieni: Drużynę Pierścienia w TV. Tak, tak, powiadają, że w tamtych czasach jeszcze oglądano telewizję. No i rozpoczęło się na dobre...



Czasami sięgałam po książki, których nie rozumiałam. Czasami po latach potrzebowałam kolejnego podejścia, żeby odkryć, jak wiele więcej miały mi do zaoferowania. Czasami były to kryminały, książki kostiumowe albo klasyka literatury. Zawsze jednak wracałam do tego, co stworzyło mnie taką, jaką jestem - do fantastyki. Pozwalając sobie zatracić się w akcji bez reszty i chłonąc jej klimat czułam się jak w domu. 

Nie zastanawiałam się nigdy, dlaczego ludzie czytają fantastykę. Egoistka ze mnie, no cóż, więc zdarzało mi się myśleć nad tym, dlaczego ja ją czytam. Dochodziłam czasem do wniosku, że są tam bardzo charyzmatyczni bohaterowie, ale ta teza pali się w dłoniach, bo pierwsza lepsza powieść opiera się na jakimś dominującym gostku. Inną opcją jest to, że to po prostu jedno z moich zboczeń obok niezdrowej fascynacji psycholami. Ale w sumie najbardziej skłaniam się do trzeciego rozwiązania - jestem tym cholernym elfem.
Deal with it.

W zamierzchłych czasach chciałam sobie dolepić szpiczaste uszy w plasteliny. Mając 11 lat założyłam maila z Arwena w nazwie (również dlatego, że całowała się z Aragornem, ale ciii...). Grając w Wiedźmina sprzymierzałam się z komandem scoia'tael i razem siekaliśmy rycerzyków. I niech ktoś się ośmieli stwierdzić, że to nic jeszcze nie znaczy!

Oświadczam, że oto jest dobry kawałek. Na tyle, że przewijam co 5 minut do początku od 3 dni. Znak jakości: Daenerys na smoku.

Gdy tyle przez wszystkich oczekiwany Hobbit wchodził do kin, byłam, nieoczekiwanie dla siebie, sceptyczna. Hm, pewnie można będzie przyjemnie obejrzeć, ale żeby się zachwycać, to bez przesady, bo książka (fakt, że czytana dobre 8 lat temu) nie chwyciła mnie za serce. I w sumie nie pomyliłam się dużo. Ten film sam nie wie, czy chce być bajką dla dzieci, komedią, filmem akcji czy może... dramatic hamster look... horrorem... Na niekorzyść działa głównie mega wkurzająca rozwlekłość, powłóczyste, półgodzinne spojrzenia wymieniane przez Gandalfa i Galadrielę (sex), że-nu-ją-ce żarty o frytkach i grzybkach - normalnie second embarrassment, cykliczność fabuły (obrażony Gandalf -> zniknięty Gandalf -> krasnoludy w opałach -> krasnoludy walczom -> hobbit robi przerażoną minkę -> bum, pojawia się Gandalf -> koniec opresji, brawa dla Gandalfa!) i brak hobbita w Hobbicie, ale sprytu nie da się panu Jacksonowi odmówić. W momencie, w którym ujrzałam kochane, słodkie Shire i usłyszałam motyw muzyczny z Drużyny Pierścienia wpadłam po uszy.
A ratunku wciąż nie widać. 

Zawsze i nieustannie zaskakuje mnie to, ile ładunku emocjonalnego niesie ze sobą melodia. Pamiętam jak rozbeczałam się wychodząc z kina po premierze ostatniego Pottera, bo na napisach puszczono motyw z Kamienia Filozoficznego. To jest ten sam trik. I pachnie jak dzieciństwo. 

Pomimo tego, że byłam kochanym a nawet rozpieszczanym (wtedy jeszcze jedynaczka, oh yeah) malcem, najszczęśliwszymi momentami było obcowanie z bohaterami książek. I teraz ilekroć zobaczę Bilba pykającego sobie z fajeczki, przypomnę sobie o wielkiej dziecięcej rozpaczy, która ogarnęła mnie, gdy dotarłam do ostatnich stron, gdzie nie dość, że trzeba było pożegnać się z towarzyszami, to jeszcze w wyobraźni stałam na tej głupiej przystani i patrzyłam jak odpływają do Nieśmiertelnych Krain. Jak mogli mi to zrobić! 

Nie tylko z resztą oni, Geralt nie lepszy. Panie Sapkowski, you'll never be forgiven. 

Uśmiercali mi ich, wpychali na łodzie i odpychali od brzegu. Dla nich nie było powrotu. A ja, mam jak gdyby nigdy nic, obudzić się rano następnego dnia, spóźnić na autobus i wpaść w ostatniej chwili na zajęcia. Tere-fere. Nigdy nie wierzyłam do końca, że to co mamy jest już wszystkim. I abstrahuję tu od techniki, bo ona mnie akurat przeraża i nie chcę mieć za dużo wspólnego z 'magią' nowych technologii. Trudno pogodzić się z tym, że jesteśmy tak ograniczeni, kiedy ja bym chciała tańczyć przy ognisku podczas Belleteyn. A nawet jeśli zrobię super genialny projekt i wyczeszę najlepszą ocenę na roku, to czym to jest w porównaniu do Daenerys, która wykluła smoki? Czuję tę otaczającą mnie niesprawiedliwość, przecież to wszystko nie może znikać za każdym razem, gdy otwieram oczy! Right? Jestem tylko młodą dziewczyną (hidden tribute to Dany), ale w swym wielkim poczuciu krzywdy - koło się zamyka - znajduję rozwiązanie i na nowo w ogromnym zdziwieniu odkrywam jak wielką bronią jest wyobraźnia. Proste a jakie genialne.

Tak jak byłam przekonana, że w wieku 11 lat DOSTANĘ ten cholerny list z Hogwartu (fail), tak ciągle mam irracjonalną nadzieję, że jeszcze zasiądę w Loży Czarodziejek, przelecę się i na hipogryfie i na smoku (jak szaleć to szaleć), pojadę do Vaes Dothrak, pocałuję Aragorna i będę podziwiać Lórien. W końcu obok tego swojego, zwykłego, ale mimo wszystko bardzo mi drogiego życia, mam jeszcze te pozostałe tysiąc...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz