strony

środa, grudnia 26, 2012

NIE TO ŁADNE CO ŁADNE, ALE CO SIĘ KOMU PODOBA



Jeśli miałabym namawiać bądź zniechęcać, robiłabym to pierwsze. Filmy dzielę sobie na dwie kategorie: z przesłaniem i służące tylko rozrywce. Lubię obie a The Perks of Being a Wallflower jest ich elementem wspólnym. Ale nie będę pisać recenzji, bo ją można znaleźć na filmwebie.



Zawsze lubiłam historie o ludziach chorych psychicznie albo emocjonalnie. Niepodważalny klasyk Piękny umysł, bardzo do niego podobny w problemie serial Percepcja czy arcydzieło literatury Mistrz i Małgorzata gdzie oprócz scen z Wolandem, moimi ulubionymi były zawsze te w szpitalu. Nie mam pewności, jak to o mnie świadczy. Whatever ^^

Miałam kiedyś szalony pomysł, żeby wziąć sobie psychologię jako drugi fakultet. Umysł i jego zaburzenia to fascynująca rzecz. Jakiś czas temu na kwejku pojawiło się nagranie głosów i dźwięków towarzyszących chorym psychicznie, stworzone przez specjalistów na podstawie zeznań pacjentów. Z tego co pamiętam, nagranie osiągnęło nie małą popularność, ale mało kto rozumiał fakt, że to nie było zrobione dla zabawy, że można sobie napisać "straszne o.O" po wysłuchaniu trzech minut a chorzy żyją z tym w głowie cały czas.

A więc miałam ten szalony pomysł i całe szczęście nie prowadziłam go w życie, bo źródła naukowe a nawet popularno-naukowe są nużące. Dużo bardziej wolę materiały o przypadkach konkretnych osób, mniej lub bardziej oparte na na faktach, ale takie, dzięki którym można się wczuć i współczuć. Tak właśnie można się poczuć oglądając The Perks of Being a Wallflower. Na szczęście nie czytałam wcześniej książki, bo z pewnością wtedy nie doceniłabym filmu. A tak z czystym sumieniem mogłam dać się zafascynować nastoletniemu chłopcu dręczonemu problemami, których on sam nie rozumie i od których próbuje się uwolnić.

Robi to, starając się znaleźć przyjaciół i jest przy tym tak naiwny, że och ach <3 Młody jest nieśmiały, ale bardzo chciałby poczuć, że przynależy do jakiejś grupy. Obserwowałam z zapartym tchem, jak jego marzenie się spełniało, choć była to przyjaźń o tyle wspaniałą i budująca, co trudna. I to jest właśnie drugi wątek, który wywarł na mnie wrażenie. Raczej oczywiste, że to dlatego, że jestem introwertykiem i choć interakcje międzyludzkie są moim hobby i na ich brak nie narzekam, to wiem, że nie każdemu łatwo jest zbudować uczucie przynależności.


Tak sobie doszłam teraz do oczywistego wniosku, jak bardzo subiektywnie oceniamy rzeczy. Miałam swoje powody, żaby tak a nie inaczej odebrać ten film i prawdopodobnie jest tak z każdą rzeczą na świecie. Na szczęście blog to nie jest zwierzątko obiektywne.

Btw, nie można zapomnieć, że to jest właśnie jeden z tych filmów z przesłaniem. Ale go nie zdradzę, bo człowiek jest istotą zmysłową i lepiej zapamiętuje, gdy treść podana mu jest nie tylko jako suchy tekst, ale kolorowy obrazem, najlepiej jeszcze ruszający się a gdy dodane są dźwięki, to w ogóle szał.

Zdjęcia pochodzą z pinterest.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz