strony

poniedziałek, listopada 12, 2012

NAJLEPSZY CZAS NA ŻYCIE



Nieraz już zdarzyło mi się żałować, że żyję w XXI wieku.Jeśli zapytano by mnie, czy jestem osobą nowoczesną, odpowiedziałabym, że na tyle, na ile jest to konieczne w XXI wieku. Do pewnych rozwiązań zostaliśmy zmuszeni i już, jak chociażby telefony komórkowe. Rodzice powtarzają, że za ich czasów tego nie było a wszyscy mimo tego było spoko, ba, czasami ośmielają się stwierdzić, że było lepiej.. Problem w tym, że gdybym dziś wyrzuciła komórkę i laptopa, dobrowolnie zerwałabym wszelki kontakt ze społeczeństwem, bo w tym momencie są to najważniejsze środki komunikacji, które ludzie znają. Smutne.


O wyższości zamierzchłych epok przekonuje mnie fakt, że ogólnie bardzo nie miałabym nic przeciwko temu, żeby zapisać się na kartach historii ludzkości, ale teraz level się podniósł i zadanie mamy utrudnione, bo wszystko zdążyli już wymyślić. Dzięki wielkie. Z drugiej strony, nigdy przedtem nie było tak sprytnych metod dotarcia do większej liczny osób, więc właściwie nie wiem, czy cieszyć się, czy płakać.

Niemniej, gdyby stanęła przede mną w całej swej okazałości wdzięczna możliwość cofnięcia się w czasie, nie wahałabym się ani chwili. Większym problemem byłby już faktyczny wybór przeklętej daty. Tyle, że człowiek znany jest z tego, że nigdy nie docenia tego co ma.

Jakiś czas temu Woody Allen pokusił się film o tej tematyce, "O północy w Paryżu" z boską Marion Cotillard. Główny bohater, którego nie lubię, zawsze chciał żyć w latach dwudziestych i nagle, gdy samotnie wędrował nocą po Paryżu, zatrzymał się przed nim retro samochodzik, który przewiózł go o kilkadziesiąt lat wstecz. Spotkał tam dziewczynę, która strasznie chciała żyć w czasach belle epoque. Wygląda na to, że żadna epoka nie jest dla nas wystarczająco dobra. A przynajmniej na tyle, by nas zadowolić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz